“Funkcja przestrzeni i przedmiotu adekwatna do potrzeby” Piętkowskiej recenzja dr. Weroniki Parfianowicz

Wczesnym latem 2020 zostałam zaproszona do współpracy nad video-choreo-tryptykiem przez artystkę wizualną Zuzannę Piętkowską. We wrześniu 2020 praca ta stała się częścią wystawy indywidualnej Zuzanny w Rotacyjnym Domu Kultury w Warszawie. Oto recenzja całej wystawy!

Recenzja wystawy Zuzanny Piętkowskiej pt. „Funcja przestrzeni i przedmiotu adekwatna do potrzeby”, Rotacyjny Dom Kultury.

dr. Weronika Parfianowicz, kulturoznawczyni, Instytut Kultury Polskiej, Uniwersytet Warszawski.

Kilka miesięcy temu, wyrzucając śmieci w osiedlowej altance, natknęłam się na zostawioną przy wejściu filiżankę z arkopalu. Stała odwrócona denkiem do góry, nie na tyłach, gdzie na ogół ustawia się stare meble, tylko tuż przy wejściu, tak jakby ktoś zamierzał wyrzucić ją do pojemnika ze szkłem, ale w ostatnim momencie zlitował się i postanowił dać jej szansę na drugie życie. Biedna filiżanka, myślałam, taka samotna bez towarzystwa serwisu deserowego, bez spodeczków i salaterek, bez sernika i kawy sypanej z dwóch łyżeczek. Gdybyż chociaż była z Włocławka, byłaby szansa, że jakiś miłośnik retro, który nie odziedziczył swojej doli po dziadkach, schyli się po nią. Ale kto schyli się po arkopal, gdy widmo zastawy w kolorze przydymionego szkła wciąż unosi się nad naszymi kredensami i – choć się tym nie chwalimy– w każdej niemal kuchni pokutuje jakiś nieśmiertelny, nietłukący się spodek albo kubek? Czy jakiś poeta westchnie kiedykolwiek, że „niczego mi proszę pana tak nie żal jak arkopalu”? – dumałam ze smutkiem.

Łatwo więc wyobrazić sobie, jaką radość sprawiła mi wystawa Zuzanny Piętkowskiej „Funkcja przestrzeni i przedmiotu adekwatna do potrzeby” w Rotacyjnym Domu Kultury na Jazdowie. Bo nie jest to tylko westchnienie, ale artystyczne przedsięwzięcie adekwatne do wagi przedmiotu, by sparafrazować jej tytuł. Jest to coś znacznie więcej, niż hołd oddany sprzętom wystawionym pod śmietnikami bez szansy na zbawienie, wszystkim tym monstrualnym narożnikom, musztardowym pufom i meblom biurowym w grobowej okleinie, które nigdy nie trafią na grupę „Uwaga, śmieciarka jedzie” jako perełki peerelowskiego designu, więc smętnie czekają na sądny dzień odbioru gabarytów.

Pierwszy wymiar, który stał się punktem wyjścia do stworzenia projektu, to siła przestrzennych kompozycji, w których – wyrwane ze swojego pierwotnego kontekstu sypialni, kuchni czy pokojów nastolatków – zjawiają się meble na śmietnikowych wystawkach. Skrupulatnie poskładane pod altanką lub porzucone w pośpiechu a może i złości w pół drogi, złożone ze zdekompletowanych i porozkręcanych mebli piramidy, stosy i szeregi same w sobie stanowią niezwykłe instalacje. Zuzanna Piętkowska nie poprzestaje jednak na ich fotograficznym zapisie. Podobnie jak Vladimír Boudník dokumentujący przemysłową infrastrukturę miejskich peryferiów przekuwał (dosłownie) jej strukturę w żelazne matryce, przy użyciu których wykonywał później swoje grafiki, Zuzanna Piętkowska transponuje podśmietnikowe konstelacje w gliniane obiekty, kolaże wykonane z makulatury i szkice. Efektem pracy Boudníka były ekspresyjne, zawikłane, organiczne formy. Prace Piętkowskiej zaskakują z kolei czystością, elegancją i harmonią kształtów. Jej spojrzenie i twórczość wydobywa nieoczekiwany potencjał zapisany w śmietnikowych wyrzutkach. Tak jakby dzieci polskiego przemysłu meblarskiego późnej transformacji i wczesnych lat 2000, wydziedziczone prawnuki Bauhausu, wyzwolone z okowów salonów i przedpokoi, przypomniały sobie o swoich zapomnianych awangardowych korzeniach, a artystka spełniła ich marzenia, by stać się choć na chwilę kompozycją przestrzenną Katarzyny Kobro.

Wyzwolenie, to drugi z wymiarów, z którymi konfrontujemy się na wystawie. Tym, co uderza w ready-made’owych kompozycjach spod śmietnika jest nie tylko ich powinowactwo z awangardowymi rzeźbami, ale też niezwykła dynamika. Ma się wrażenie, że wszystkie te kolubryniaste tapczany, przepastne fotele, stoły-zawalidrogi po opuszczeniu ciasnych mieszkań rozpoczynają taniec radości. Trochę może pokraczny, niezdarny, trochę konwulsyjny, a jednak olśniewający. Spójrzcie tylko na tę tapicerowaną kanapę, z jaką gracją kręci piruety, kpiąc z praw grawitacji, oparta raptem o stare odbiorniki telewizyjne. Trudno więc o bardziej oczywiste i naturalne dopełnienie dla tych sytuacji, niż performans choreografki Alki Nauman, którego zapis stanowi część wystawy. Jest on efektem uważnego wsłuchania się w to, czego chcą przedmioty i przyjęciem ich zaproszenia do tańca. W ruchach artystki dostrzec można ślady pamięci zmagań z meblami, ale dużo jest też lekkości. Performans, jak czytamy w opisie wydarzenia, miał charakter spontanicznego działania. Być może za sprawą operatora, który rejestrował ruchy choreografki w dyskretny sposób, z pewnej odległości, łapiąc w kadrze reakcje (albo właśnie ich brak) przechodniów, oglądając jego dokumentację miałam poczucie obserwacji jakiegoś codziennego rytuału. Tak, jakby obecność tańczącej wokół wystawionych mebli i badającej ruchem około-śmietnikową przestrzeń osoby była najbardziej oczywistą rzeczą w tych okolicznościach. Być może to właśnie powinniśmy robi? Być może tego czułego ruchu potrzebują rzeczy stare i niepotrzebne na pożegnanie przed przyjazdem nieubłaganej śmieciarki?

Tu dochodzimy do trzeciego wymiaru – śmiertelności i naszych niezdarnych, rozpaczliwych prób jej przezwyciężenia. Filiżanka z arkopalu jest może ich najbardziej wymownym symbolem. Nie będzie komu żałować arkopalu, bo – jeśli nic się tu szybko nie zmieni – nietłukące się szkło będzie być może jednym, co po nas zostanie na tej planecie, a nienarzucające się urodą filiżanki z luminarku i salaterki z arkoroku będą opowiadać swoją wersję historii naszej cywilizacji grzybom i innym istotom, które zajmą nasze miejsce. Namysł nad (nie)śmiertelnością form materialnych przewija się też na wystawie, uobecnia się chociażby w wykonanych ze zużytej tektury kolażach (z łezką w oku rozpoznaję pudełko po proszku Cypisek). Mnie szczególnie ujęło wydobycie ze wstydliwego cienia imitujących drewno oklein, które są tym dla meblarstwa, czym arkopal dla ceramiki: zarazem namiastką, ale i obietnicą wygody, pięknego efektu małym kosztem, długowieczności. Wyeksponowane próbki oklein, z ich pieczołowicie odtworzonymi rysunkami słojów i kolorów różnych gatunków drewna budzą szereg ambiwalentnych uczuć poczynając od tego, że jest to jedna z tych rzeczy, o których można myśleć z czułością dopiero, kiedy pozbędzie się ostatniej pokrytej nią szafki kuchennej. Zarazem – to przecież cicha bohaterka naszej codzienności, ona i jej siostry – imitujące drewno panele podłogowe z PCV, „drewniane” powłoki blatów z płyt wiórowych, linolea i gresy. Gdzieś więc na marginesie wybrzmiewa opowieść o arsenale tworzyw sztucznych, które stanowią milczącą scenografię naszej codzienności i nieodłączny element naszego ekosystemu.

Tu miałam dojść do refleksji nad „naturalnym cyklem życia” zgoła nienaturalnych wytworów, napisać coś o tym, że taka jest kolej rzeczy, że nie wszystko da się uratować z paszczy śmieciarki, ani może nawet nie trzeba. Że wystawa Zuzanny Piętkowskiej oddaje im hołd i ułatwi ich przejście w stan niebytu. Coś jednak czuję, że nie pozbędziemy się ich tak łatwo. Że zdekomponowane płyty wiórowe z resztkami okleiny „jasny orzech” będą nas nawiedzać niczym meblarskie zombie, przypominając o rozrzutnym gospodarowaniu zasobami tej planety. I być może, kiedy doprowadzimy planetę do takiego stanu, że zamkną się przed nami bogactwa natury, to właśnie one udzielą nam schronienia?

1Wojciech Bałus, Mundus melancholicus. Melancholiczny świat w zwierciadle sztuki, Kraków 1996, s. 122, 124

Wszystkie powyżej przedstawione prace są autorstwa wspaniałej Zuzanny Piętkowskiej!

Oto link do jej strony: zuzannapietkowska.blogspot.com

@zuzannapietkowska

Leave a Reply

Fill in your details below or click an icon to log in:

WordPress.com Logo

You are commenting using your WordPress.com account. Log Out /  Change )

Facebook photo

You are commenting using your Facebook account. Log Out /  Change )

Connecting to %s